wtorek, 23 września 2025
Zachód słońca
Skończyło sie astronomiczne lato. Przez najbliższe trzy miesiące każdy dzień będzie coraz krótszy. | Fot. Jonatan Petersson / pexels.com

No i znów skończyło się lato. Każdy kolejny dzień jest zauważalnie krótszy. Przyroda zaczyna to dostrzegać. My również to dostrzegamy, dlatego dzisiaj porozmawiajmy o kalendarzu, astronomii oraz liczeniu czasu.


Zacznijmy od odpowiedzi na z pozoru banalne pytanie:

Dlaczego długość dnia się zmienia?

Zjawisko zmiany długości dnia to jedno z najbardziej zauważalnych zjawisk astronomicznych wpływających na nasze codzienne życie. Nieustannie dzień wydłuża się i skraca w zależności od pory roku – najdłuższy przypada w okolicach przesilenia letniego (około 21 – 22 czerwca), a najkrótszy podczas przesilenia zimowego (około 21 – 22 grudnia).

Każdy z nas w szkole uczył się, że odpowiedzialne za to jest pochylenie osi obrotu naszej planety względem Słońca o około 23,5°, co oznacza, że w ciągu roku różne części planety otrzymują różne ilości światła słonecznego.

Dlaczego tak szybko robi sie ciemno
Najdłuższy dzień przypada w okolicach przesilenia letniego, a najkrótszy podczas przesilenia zimowego. | Inf. Marcin Ciźla

Dodatkowo w miesiącach zimowych słońce będąc nisko nad horyzontem musi „przebić się” przez atmosferę pod znacznie większym kątem niż w lecie, gdy w południe „patrzy na nas” z wysoka. Ten fakt dodatkowo osłabia i tak jego krótkotrwałe światło.

SPRAWDŹ: Energia ze Słońca. Czy fotowoltaika do podgrzewania wody się opłaca?

W ciągu doby Ziemia wykonuje pełny obrót wokół własnej osi, a kąt padania promieni słonecznych oraz długość dnia i nocy są bezpośrednio związane z jej pozycją na orbicie wokół Słońca.

Pozycja ta zaś zmienia się codziennie w związku z nieustannym krążeniem Ziemi wokół Słońca. I tak po równonocy wiosennej nasza północna półkula codziennie obraca się coraz bardziej do Słońca, i w dniach bliskich przesilenia letniego jest oświetlona najmocniej i najdłużej.

Niestety po 21 – 22 czerwca proces się odwraca i nasza półkula każdego dnia coraz bardziej odchyla się od naszej gwiazdy.

I tak to trwa do przesilenia zimowego, gdy cały proces ponownie ulega odwróceniu.

Ciekawym i zarazem nieco irytującym zjawiskiem jest fakt, że tempo zmiany długości dnia nie jest stałe. W czerwcu i lipcu dni wydają się prawie nie zmieniać swej długości, ale we wrześniu każdy kolejny dzień to o kilka minut mniej słonecznego towarzystwa.

Czy naprawdę szybkość zmiany długości dnia jest zmienna?

Spójrzmy na poniższy wykres. Pokazuje on zmianę długości dnia w czasie (niebieska linia) oraz szybkość przyrastania/skracania dnia w zależności od pory roku. Jak widać na wykresie, długość dnia zmienia się o około osiem godzin w ciągu półrocza. Szybkość zaś tej zmiany jest największa właśnie wiosną i jesienią.

Długość dnia
Długość dnia i jego przyrost. | Inf. Marcin Ciźla

W okresach przesileń – czerwcowego i grudniowego – zmiany długości dnia są najwolniejsze. Przed i po przesileniu letnim długość dnia przez wiele dni pozostaje niemal taka sama, a podobnie dzieje się w grudniu.

Zupełnie inaczej jest na wiosnę i jesienią: wtedy dzień wydłuża się (lub skraca) najszybciej – zmiany zachodzą dosłownie z dnia na dzień.

Dzień potrafi się skrócić nawet o kilka minut

Ale dlaczego tak jest?

To prosta konsekwencja geometrii ruchu Ziemi po słonecznej orbicie. W czasie równonocy oś Ziemi nie jest przechylona ani w stronę Słońca, ani od niego jak to widać na pierwszym rysunku. W tych momentach „równowaga” między dniem a nocą zmienia się najgwałtowniej – dzień potrafi wydłużyć się lub skrócić nawet o kilka minut w ciągu doby.

POLECAMY: Jesienne dietetyczne „must have”. Czas na nowy zestaw produktów

W Polsce mogą to być nawet 3 – 4 minuty dziennie, co przekłada się na około 20 – 30 minut w ciągu tygodnia! W czasie przesileń zaś, nasza półkula ustawiona jest do słońca niejako „na wprost” i stąd różnice pomiędzy kolejnymi dniami nie narastają tak szybko.

Jesień to czas, kiedy wielu ludzi zaczyna zauważać zmianę – poranki robią się późniejsze, a popołudnia krótsze. Samo światło z uwagi na coraz niższe płożenie słońca nad horyzontem staje się coraz bardziej „miękkie”.

Jesień w lesie
Jesień to czas, kiedy wielu ludzi zaczyna zauważać zmianę – poranki robią się późniejsze, a popołudnia krótsze. | Fot. pexels.com

Wschody i zachody Słońca nie są synchroniczne

Kolejna ciekawostka – godziny wschodu i zachodu słońca nie zmieniają się z tą samą szybkością. Intuicyjnie mogłoby się wydawać, że skoro dzień się skraca, to Słońce codziennie wschodzi później i zachodzi wcześniej w tej samej proporcji. Tak jednak nie jest.

W rzeczywistości zmiana godziny wschodu i zachodu Słońca nie jest synchroniczna. Wynika to z kilku czynników, ale najważniejszy to eliptyczność orbity Ziemi.

Ziemia porusza się po orbicie eliptycznej, co sprawia, że prędkość jej ruchu orbitalnego zmienia się w ciągu roku (jest większa, gdy Ziemia znajduje się bliżej).

Na przykład: najpóźniejszy wschód Słońca w Rzeszowie nie przypada dokładnie w dniu przesilenia zimowego (21 – 22 grudnia), ale dopiero około 30 grudnia. Analogicznie, najwcześniejszy zachód Słońca ma miejsce już w pierwszych dniach grudnia.

W efekcie, mimo że dzień zaczyna się wydłużać tuż po przesileniu, długo jeszcze rankiem może się wydawać ciemno.

Odwrotna sytuacja występuje w czerwcu. Na początku miesiąca doświadczamy najwcześniejszego wschodu zaś pod koniec miesiąca najpóźniejszego zachodu słońca.

A dlaczego dni przesilenia nie wypadają na przełomie miesięcy, tylko 21, 22 dnia miesiąca?

Odpowiedź jest prozaiczna: bo nikomu na tym jakoś nie zależało.

Kalendarz starosłowiański, Noc kupały
W kalendarzu starowsłowiańskim Rok dzielił się na dwie główne połowy: letnią i zimową, a przełom następował podczas święta Kupały (przesilenie letnie) i Godów (przesilenie zimowe). | Fot. Iryna Varanovich / pexels.com

Celtycki i starosłowiański – kalendarze zsynchronizowane z naturą

Naprawdę? No, nie całkiem nikomu, ponieważ kalendarze celtycki i starosłowiański były mocno zsynchronizowane właśnie z tymi dniami.

Celtycki system roku dzielił czas na dwa główne sezony – zimowy i letni. Jego początkiem był listopad, a nowy rok rozpoczynał się od święta Samhain, obchodzonego w nocy z 31 października na 1 listopada. Był to czas symbolicznego końca starego roku i początku nowego, powiązanego z cyklem śmierci i odrodzenia w przyrodzie.

Celtowie obchodzili cztery główne święta solarne, które były związane z fazami słońca i rolniczymi punktami roku:

  • Samhain – początek zimy, koniec roku,
  • Imbolc – zapowiedź wiosny,
  • Beltaine – początek lata, święto płodności i ognia,
  • Lughnasadh – czas zbiorów i uhonorowania pracy.

Ten kalendarz był w pełni zsynchronizowany z cyklem natury – z jego pomocą przewidywano pory sadzenia, zbiorów i duchowych rytuałów.

ZOBACZ TEŻ: Brak pomysłów na wrześniowy wypad? Oto 5 miejsc, do których dolecisz z Jasionki

Starosłowiański kalendarz również opierał się na naturalnych cyklach rocznych, a jego struktura była zbliżona do solarno-agrarnego rytmu życia. Rok dzielił się na dwie główne połowy: letnią i zimową, a przełom następował podczas święta Kupały (przesilenie letnie) i Godów (przesilenie zimowe).

Słowiański kalendarz był naturalnie zsynchronizowany z cyklami rozwojowymi roślin i zwierząt, co czyniło go niezwykle praktycznym w życiu codziennym.

Kultury te nie miały więc problemu z latami przestępnymi i innymi problemami natury astronomicznej.

A jak to wygląda dziś?

Przesilenia zimowe i letnie przypadają mniej więcej w dniach 21 – 22 grudnia i czerwca. Nie mają jednak stałego dnia w kalendarzu. To kolejny element pokazujący, że nasz system liczenia czasu nie jest idealnie zsynchronizowany z cyklami astronomicznymi.

Obecny kalendarz gregoriański, wprowadzony w 1582 roku przez papieża Grzegorza XIII, powstał jako reforma wcześniejszego kalendarza juliańskiego, który opierał się na roku trwającym średnio 365,25 dnia.

Rzeczywisty rok zwrotnikowy (czas pomiędzy dwoma kolejnymi przesileniami letnimi) trwa jednak około 365,2422 dnia, co oznacza, że rok kalendarzowy i astronomiczny nie pokrywają się idealnie.

Miesiące w kalendarzu nie są związane z realnymi zmianami astronomicznymi. Nazwy miesięcy pochodzą zaś z kalendarza rzymskiego, w którym np. september (wrzesień) był pierwotnie siódmym miesiącem roku, october ósmym itd. Dopiero późniejsze zmiany (dodanie stycznia i lutego na początek roku) zaburzyły tę numerację. Stąd dziś mamy niespójność między nazwami miesięcy a ich rzeczywistym miejscem w roku i zjawiskami astronomicznymi, które im towarzyszą.

Kalendarz
Nazwy miesięcy, którymi posługujemy się na co dzień, pochodzą z czasów starożytnego Rzymu. | Fot. pexels.com

A skąd się wzięło zamieszanie z nazwami miesięcy?

Nazwy miesięcy, którymi posługujemy się na co dzień, pochodzą z czasów starożytnego Rzymu. Początkowo rzymski kalendarz miał tylko dziesięć miesięcy i zaczynał się od marca (Martius), który był poświęcony bogu wojny – Marsowi.

Stąd kolejno:

  • Martius – na cześć Marsa,
  • Aprilis – na cześć Wenus,
  • Maius – dla pozostałych bogów,
  • Iunius – dla bogini Junony, żony Jowisza,
  • Quintilis – lipiec nazwany po prostu jako piąty miesiąc,
  • Sextilis – sierpień szósty,
  • September – wrzesień siódmy,
  • October – październik ósmy,
  • November – listopad dziewiąty,
  • December – grudzień dziesiąty.

Jak widać, nazwy ostatnich miesięcy mają numeryczne pochodzenie, które dziś nie ma już sensu, ponieważ w wyniku reform kalendarza na początek roku dodano styczeń (Ianuarius) i luty (Februarius) – miesiące poświęcone odpowiednio bogu Janusowi i świętom oczyszczenia.

Uffff… ale idźmy dalej…

Kalendarz rzymski uległ przemianie – ostatecznie został przekształcony w kalendarz juliański wprowadzony przez Juliusza Cezara w 45 r. p.n.e., a potem w gregoriański (1582 r.), który obowiązuje do dziś.

Współczesny kalendarz, choć użyteczny i powszechny, jest produktem kompromisu między tradycją rzymską, chrześcijańską symboliką oraz potrzebą standaryzacji. Jednak wiele dawnych kultur tworzyło systemy czasu znacznie bliższe przyrodzie, oparte na obserwacji nieba, pór roku i rytmu życia na ziemi.

Kalendarz celtycki czy słowiański to pierwotne sposoby organizowania czasu – nie mniej logiczne, lecz znacznie bardziej zakorzenione w świecie naturalnym.

Na koniec kilka słów o zmianie czasu

Współczesny podział czasu to kompromis między naturą a potrzebami cywilizacji. Jednym z najbardziej kontrowersyjnych elementów tego systemu jest zmiana czasu z letniego na zimowy i odwrotnie. Praktyka ta została wprowadzona na szerszą skalę w XX wieku – po raz pierwszy przez Niemcy podczas I wojny światowej, a potem upowszechniona w wielu krajach.

POLECAMY: Krzyż III Tysiąclecia. Miejsce modlitwy i… najdziwniejsza wieża widokowa na Podkarpaciu

Idea była prosta: lepsze wykorzystanie światła dziennego poprzez przesunięcie zegarów o godzinę do przodu wiosną (czas letni) i cofnięcie ich jesienią (czas zimowy). W teorii miało to zmniejszyć zużycie energii elektrycznej.

Jednak w dobie nowoczesnego trybu życia i sztucznego oświetlenia, korzyści z tego rozwiązania są coraz mniej oczywiste. Zwłaszcza wobec dyskomfortu towarzyszącemu adaptacji organizmu po każdorazowej zmianie czasu.

Dziś wielu ekspertów postuluje całkowite zniesienie zmiany czasu. W Unii Europejskiej temat ten był szeroko dyskutowany, a niektóre kraje zapowiedziały odejście od tej praktyki. Choć nie zapadła jeszcze ostateczna decyzja na poziomie UE, społeczne poparcie dla zniesienia zmiany czasu rośnie.

Zmiana długości dnia to zjawisko tak naturalne, że często traktujemy je jako coś oczywistego. Tymczasem kryje ono w sobie złożoną grę sił astronomicznych, historycznych decyzji kalendarzowych oraz współczesnych dylematów społecznych. To, że dzień staje się dłuższy lub krótszy, to nie tylko kwestia kosmosu – to także opowieść o tym, jak człowiek próbuje dostosować się do rytmu przyrody, a jednocześnie go ujarzmić.

Na koniec mam dla czytelników bardzo dobrą wiadomość, albowiem już za około 92 dni dzień ponownie zacznie się wydłużać!

Byle więc do wiosny!


Masz pytania? Wstaw komentarz, wyślij maila: re******@*******ow.pl, albo napisz do nas na Facebooku.

Udostępnij.

Elektronik, informatyk. Absolwent Wydziału Elektrycznego Politechniki Rzeszowskiej. Pracował jako programista w Polsce i USA, wieloletni pracownik różnych szczebli administracji rządowej i samorządowej. Pasjonat nowych technologii i ich praktycznych zastosowań.

Zostaw Komentarz