
Ciasta i ciasteczka, torty, pierniczki, sałatki, pieczenie, sery, wędliny, pierogi, krokiety, uszka… Pod tym ciężarem w czasie świąt Bożego Narodzenia uginają się nasze stoły. Te kilka dni w roku to moment szczególny – czas, kiedy możemy jeść do oporu bez wyrzutów sumienia. Co więcej, jest to nie tylko dozwolone, ale wręcz kulturowo wskazane.
Spis treści:
Na co dzień nasz organizm potrzebuje dyscypliny i higieny żywieniowej. I nie chodzi tu wcale o liczenie kalorii, ważenie porcji czy obsesyjne sprawdzanie etykiet, ale o zdrowe nawyki, w których próżno szukać tego, czym tak hojnie kusi nas świąteczny stół.
Jednak drogą do zdrowia, zarówno psychicznego, jak i fizycznego, jest równowaga. Dlatego przynajmniej dwa razy w roku powinniśmy pozwolić sobie na czas nieograniczonej przyjemności i bezwstydnego rozpieszczania kubków smakowych.
CZYTAJ TAKŻE: Święta oczami zwierząt. Gdy fajerwerki zamieniają radość w strach
Jedzenie było symbolem dostatku i bezpieczeństwa
Świąteczne obżarstwo ma zresztą głębokie korzenie historyczne. W czasach, gdy bieda była codziennością, a syto zastawione stoły nie należały do standardu, okres świąt był momentem wyjątkowym. Wtedy wyciągano ze spiżarni najlepsze zapasy, pieczętując nimi radość wspólnego biesiadowania i świętowania ważnych chwil.
Jedzenie było symbolem dostatku, wspólnoty i bezpieczeństwa.
Folgujemy sobie więc przez kilka dni bez skrupułów. Cukier staje się obowiązkowym „must have” dla naszego podniebienia, tłuszcz przestaje być wrogiem, a dokładki są aktem miłości. Jednak wszystko, co dobre, szybko się kończy. Festiwal smaków mija, a my zostajemy z pytaniem: co dalej?

Poświąteczny kac
Po świętach nasze ciało często przeżywa coś na kształt kaca. Kulinarne pomieszanie z poplątaniem – cukier, mięsa, jajka, majonezy, tłuszcze i węglowodany – to prawdziwy szok dla układu pokarmowego. Wzdęcia, gazy, biegunki, niestrawność, uczucie ciężkości, bóle brzucha, mdłości czy zgaga skutecznie przypominają nam, że organizm ma swoją pamięć.
I tu, jak zawsze, z pomocą przychodzi natura. Zioła to cisi sprzymierzeńcy naszego trawienia. Potrafią zdziałać cuda.
Mięta pieprzowa rozluźnia mięśnie przewodu pokarmowego, łagodzi skurcze i przynosi ulgę przy wzdęciach. Rumianek koi podrażnione śluzówki żołądka i jelit, działa przeciwzapalnie i delikatnie uspokaja. Koper włoski oraz kminek to mistrzowie w walce z gazami i uczuciem przepełnienia.
PRZECZYTAJ TEŻ: Kakao – napój bogów. Dorosłość też może mieć swój kubek magii
Melisa nie tylko uspokaja rozchwiane poświąteczne nerwy, ale także wspiera trawienie. Ostropest plamisty regeneruje wątrobę, która po świętach pracowała na najwyższych obrotach, a mniszek lekarski i karczoch pobudzają wydzielanie żółci, ułatwiając trawienie tłuszczów. Dziurawiec wspomaga pracę całego układu pokarmowego i poprawia nastrój, a imbir rozgrzewa, zwalcza mdłości i działa przeciwzapalnie.
Zioła możemy spożywać w formie jak najbardziej naturalnej – suszone, rozdrobnione, jako herbatki lub w postaci suplementów, po które, jak zawsze, zapraszam do naszej zielarni na Fredry.

Stosuj proste rytuały
Warto również pamiętać o prostych rytuałach. Takich jak popijanie ciepłej, przegotowanej wody z cytryną i imbirem. Cytryna pomaga przywrócić równowagę mikroflory jelitowej, a imbir skutecznie rozprawia się z mdłościami i stanami zapalnymi. Taka mikstura dodatkowo wzmacnia odporność.
Nie zapominajmy także o relaksujących spacerach na świeżym powietrzu. Dotleniają organizm, poprawiają nastrój i pomagają pozbyć się części świątecznego bagażu – nie tylko tego kalorycznego.
Wracajmy więc do codzienności z radością, troszcząc się o swoje ciało z miłością i świadomością. Bo święta są po to, by się nimi cieszyć. A zioła po to, by po nich wrócić do równowagi.
Maszy pytania albo pomysł na kolejny „dietetyczny” artykuł? Zostaw komentarz, napisz maila na re******@*******ow.pl, albo skontaktuj się z nami na Facebooku.