
Mimo poważnych argumentów podkarpacki sejmik odrzucił stanowisko potępiające wykorzystywanie funkcji publicznej w KOWR oraz braku reakcji ówczesnego dyrektora Jerzego Borcza. Radni PiS dodatkowo zarzucili opozycji „polityczną grę”.
Spis treści:
W poniedziałkowy wieczór w sali obrad sejmiku województwa podkarpackiego panowała wyjątkowo gęsta atmosfera. Według opozycji sesja zamieniła się w pokaz arogancji władzy, ataków, pokrzykiwania i pogardy wobec zwykłych ludzi, którzy mieli odwagę stanąć przed politykami i powiedzieć, jak zostali potraktowani przez funkcjonariuszy państwowych.
Ostatecznie sejmik – zdominowany przez Prawo i Sprawiedliwość – odrzucił stanowisko potępiające proceder wykorzystywania funkcji publicznej w podkarpackim oddziale KOWR oraz braku reakcji ówczesnego dyrektora i obecnego przewodniczącego sejmiku Jerzego Borcza. Ale przebieg tej debaty na długo zapadnie w pamięć osób, które wytrzymały do godziny 22.
CZYTAJ WIĘCEJ: Podkarpacki Król Biedronek? Prokuratura przyjrzy się majątkowi byłego wicedyrektora KOWR w Rzeszowie
Sześć godzin czekania. Były ważniejsze punkty do „przepchnięcia”
Radny KO Krzysztof Kłak już na początku nie krył zażenowania tym, że małżeństwo Barszczaków, rolników z Nienadowej w gminie Dubiecko, zostało potraktowane jak intruzi, którym łaskawie pozwala się przemówić po prawie siedmiu godzinach czekania. Barszczakowie chcieli wyjaśnić sprawę działki, którą kupił od nich w 2020 roku, były wicedyrektor KOWR i radny sejmiku Mariusz Król, a następnie sprzedał prawie z sześciokrotnym przebiciem.
– Stanowisko klubu Prawa i Sprawiedliwości wprowadziliście na samym początku obrad sejmiku, natomiast punkt dotyczący tego stanowiska umieściliście w końcowej części posiedzenia. To, że państwo tutaj siedzą oboje, a przyjechali z tak daleka, jest po prostu niebywałym skandalem – mówił radny.
Przeprosił rolników za tę sytuację.
W trakcie swojego wystąpienia zwrócił też uwagę na zasadniczy według niego problem: Jerzy Borcz, który łączył funkcję dyrektora KOWR w Rzeszowie z funkcją przewodniczącego sejmiku, w tym czasie zezwalał swojemu zastępcy, Mariuszowi Królowi, na zakup i błyskawiczną odsprzedaż działek rolnych z gigantycznym przebiciem.
Niebywałe, że pan, panie przewodniczący, akceptował to, że pana zastępca, kolega partyjny, dyrektor Król, po prostu robił wielki biznes na rolnikach, którzy nie mogli mieć takiej wiedzy, jak pan dyrektor
wyjaśniał.

Krzysztof Kłak: To było wykorzystywanie funkcji publicznej
Kłak mówił wprost: to nie była żadna „prywatna sprawa” Króla. Według niego doszło do naruszenia prawa poprzez wykorzystywanie swojej funkcji publicznej w celu otrzymania istotnych korzyści finansowych.
Dla mnie jest to oczywiste wykorzystywanie swojej funkcji do robienia prywatnych interesów i wykorzystanie swoich wpływów z tego tytułu
podkreślał Kłak.
Dodawał, że według niego Borcz świadomie pomagał swojemu koledze w tym procederze zgadzając się m.in. na rezygnację z prawa pierwokupu ziemi, a później przyśpieszając zgodę na sprzedaż działki. Przypominał, że PiS „na sztandarach” zawsze niesie troskę o rolników, a w tym przypadku wykorzystano ich niewiedzę, aby robić na tym biznes.
– Najbardziej wstrząsające, że nie macie w sobie odrobiny refleksji – mówił.
Jolanta Barszczak: Do nas nie przyszedł zwykły Kowalski, ale wicedyrektor KOWR
Po siedmiu godzinach czekania, głos zabrała w końcu zdenerwowana Jolanta Barszczak. Mówiła łamiącym się głosem, ze łzami w oczach.
– Dziękuję panu bardzo za to przywitanie i za te wielogodzinne czekanie tutaj, aż pan raczy nas przyjąć. Dziękuję panu z całego serca – mówiła rozgoryczona do przewodniczącego Borcza.
Powiedziała wprost, że ziemia, którą kupił od nich Król, nigdy nie była na sprzedaż, chociaż on teraz opowiada, że chcieli ją sprzedać.
Do nas nie przyszedł zwykły Kowalski. Do nas kupować pole przyszedł Mariusz Król, ówczesny dyrektor KOWR-u. Sam osobiście
przypomniała najważniejszą kwestię.
Zapewniał, że postawi dom. A co stoi teraz? Biedronka
Opowiadała, że na działkę ciężko zapracowali i nie sprzedali jej w miesiąc czy dwa ale przez prawie dwa lata byli „urabiani”, okłamywani i zapewniani, że na działce stanie prywatny dom, a nie supermarket.
Wielokrotnie go pytałam, prosiłam – żebyś nam tutaj nie zrobił jakiegoś dużego sklepu, tartaku czy czegokolwiek, bo sąsiedzi też będą źli. On nas zapewniał, że tam będzie budynek mieszkalny. A co stoi teraz? Biedronka
mówiła radnym Jolanta Barszczak.
Kobieta opowiadała, że dziś boi się wyjść do sklepu, bo sąsiedzi patrzą na nich krzywo i są źli, że śmieci z Biedronki unoszą się na pół kilometra. Wszędzie reklamówki, papiery, paragony…
– Mamy sami do siebie pretensje. Jak w pierwszy dzień przekroczył próg naszego domu, trzeba było wziąć pałę i go wygonić. Byliśmy naiwni i wykorzystał to, oraz swoje własne stanowisko. Miał dostęp do wszelakiej dokumentacji, gdzie są jakie dobre działki – mówiła.
„Pan powinien mu patrzeć na ręce”
W pewnym momencie zwróciła się bezpośrednio do Jerzego Borcza, zarzucając mu, że Mariusz Król wykorzystał KOWR jako własny biznes, a on, jako ówczesny dyrektor, mu na to pozwalał.
Przewodniczący Borcz próbował ją pouczać mówiąc, że powinna się liczyć ze słowami.
Pan był jego przełożonym. Pan powinien patrzeć mu na ręce. A pan co zrobił? Pan powiedział publicznie, że pan nie wiedział co pan podpisywał. Pan sobie żartuje z nas, z rolników, z ludzi?
pytała zdenerwowana.
Dodała też, że liczy się ze słowami, bo to co naprawdę chciałaby powiedzieć zachowuje dla siebie.
– Niech pan mi spojrzy prosto w oczy, niech mi pan powie, że pan w tym nie brał żadnego udziału, że pan ma czyste sumienie. Niech pan mi powie – jako ojciec, jako dziadek, jako człowiek – niech pan mi powie teraz w oczy: Tak, pani Jolu, mam czyste sumienie – mówiła patrząc na przewodniczącego.

PiS staje w obronie Króla: To gra polityczna opozycji
Zaraz po jej wystąpieniu odezwał się radny PiS Stanisław Kruczek, który najpierw przeprosił rolników za to, że musieli tyle czekać. Później przekonywał jednak, że nikt nie mógł wiedzieć, że ich działka będzie w przyszłości miała taką wartość i zaatakował sejmikową opozycję.
– W tej chwili troszeczkę na tym waszym nieszczęściu „jadą”. W efekcie was w pewnym momencie zostawią bo wiemy, że sprawy karne są dochodzone przed sądami. Wykorzystują was bez wątpienia w tej chwili do celów czysto politycznych, jesteście przez tych ludzi wykorzystywani – mówił do Barszczaków.
Wtórował mu wicemarszałek Piotr Pilch, który przekonywał, że rolnicy nie byli przez nikogo zmuszani do sprzedaży, a działkę sprzedali wyłącznie z chęci zysku.
Cena powiedziana i zapłacona też jest faktem. To, że ktoś później zmienił użytkowanie, znalazł kupca, który mu zapłacił więcej… No to można by powiedzieć – trzeba było zrobić to samo. Każdy może sprzedać drożej
analizował Kruczek.

Jolanta Kaźmierczak: Król pomnażał swoje zasoby finansowe. A do tego zaangażował Jerzego Borcza
Po stronie Barszczaków stanęły radne Koalicji Obywatelskiej: Renata Butryn i Jolanta Kaźmierczak. Butryn mówiła o fundamentalnym nadużyciu zaufania.
– Nie mówimy o prywatnym sklepiku, o prywatnej instytucji, tylko mówimy o instytucji publicznej. Rolnicy sprzedawali ziemię w dobrej wierze, wierząc, że państwo jest partnerem, a nie graczem przeciwko nim – mówiła radna.
Radna Jolanta Kaźmierczak, obecna szefowa rzeszowskiego KOWR, która do tej pory nie komentowała sprawy, wyliczała kolejne zakupy Króla i wskazała, że od początku zaplanował wszystkie transakcje.
– Dyrektor generalny wyraził zgodę na sprzedaż, a on już po upływie czterech miesięcy od zbycia nabył kolejną nieruchomość, a po kolejnych sześciu, nabył jeszcze kolejną nieruchomość – wyliczała i dodała, że w związku z tym, podany przez Króla oficjalny argument do zbycia nieruchomości jest wątpliwy.
Zamiast zajmować się wspieraniem polskich rolników, pomnażał swoje zasoby finansowe, a do tego zaangażował swojego przełożonego Jerzego Borcza
mówiła.
PSL-owiec Jan Tarapata podsumował to prosto:
– Jeżeli ktoś posiadał wiedzę pełniąc określoną funkcję, to tę funkcję wykorzystywał do tego, by pewne transakcje mógł przeprowadzić potem jako osoba prywatna. I to jest najgorszą rzeczą w tym wszystkim, pan Król kupując ziemię miał już cel i wiedział doskonale, jakie jest zainteresowanie tą działką – skwitował.
CZYTAJ WIĘCEJ: Adam Dziedzic: Sprawa działek pokazuje, jak PiS na Podkarpaciu robiło biznesy. Mechanizm był prosty i szybki, aż za szybki
Jerzy Borcz do rolników: Już wam wybaczyłem
Wystąpienie przewodniczącego Jerzego Borcza było długie, pouczające i stawało się coraz bardziej napastliwe. Najpierw obwinił radnego Kłaka za to, że rolnicy czekali tak długo na wystąpienie, potem rolników, że ani razu nie przyszli się go spytać czy mają sprzedać tę ziemię, a następnie ogłosił niczym kaznodzieja:
– Naprawdę niech mi państwo wierzą – ja państwu krzywdy nie zrobiłem i dlatego patrzę wam spokojnie w oczy i waszym dzieciom. Chociaż po ludzku wam współczuję, boście błąd zrobili. To jest prawda.
Dodał też łaskawie, że nie ma do nich pretensji, że „szargają jego dobre imię”.
– Już wam wybaczyłem. Wolno mi. Wolno mi. Abym nie pomarł w gniewie – mówił dodając, że on całą sytuacje przeżywa ciężej niż Barszczakowie.
Następnie, analizując złożony wniosek, zaatakował opozycję – pokrzykując, gestykulując i zarzucając im kłamstwa.
– Z „ujawnionych informacji”? A przez kogo to ujawnionymi? Przez kogo? Przez pana. Co pan prowadził, jakieś dochodzenie w ogóle czy co? – zwracał się do radnego Kłaka.
– Pan używa sformowania „nadużywania funkcji publicznej”. Nadużywanie funkcji publicznej jest przestępstwem. Pan tego jeszcze nie dowiódł. Pan tego jeszcze nie dowiódł! Może się panu uda, ale może i nie. Sejmik tego nie wie – pokrzykiwał.
I jeszcze jedna rzecz, czyli kolejne kłamstwo „za zgodą swojego przełożonego”. On nie musiał mieć ode mnie na to żadnej zgody i takiej zgody nie miał. Zgoda to jest pewien dokument. To są bzdury kompletne!
przekonywał.
Dodł, że nie było tu żadnego konfliktu interesu, bo w przeciwnym razie notariusz nie zawarłby aktu notarialnego. Podkreślał też, że nie wspierał Króla w tych transakcjach, nie pożyczał mu pieniędzy, nie klepał po plecach.
Jerzy Borcz do Krzysztofa Kłaka: Wara ode mnie!
Zaatakował też radną Butryn, pytając jakie ma prawo mówić o etyce i go oceniać.
– Ludzkie? Myślałem, że boskie – zwracał się do niej.
Wypominał też radnemu Kłakowi, że „wystąpił w roli organu śledczego, dochodzeniowego, oskarżycielskiego i sądowniczego”.
– I jeszcze będzie pan oceniał to moralnie. Za dużo funkcji, panie radny – ironizował.
Podkreślał, że został zaatakowany w sposób ohydny, a on przecież przez 16 lat pracy w KOWR sobie na to nie zasłużył.
I jeszcze jedną rzecz do pana, panie radny Kłak. Jak ja coś będę mówił o sobie, to mi wolno mówić o sobie, a panu wara ode mnie! Nie unosiłem się tutaj, nie uzurpowałem sobie żadnych praw do tego, żeby kogokolwiek oceniać moralnie. Mówiłem o swojej moralności, bo są ludzie, którzy mają etykę ponadstandardową
oceniał siebie samego Jerzy Borcz.

Krzysztof Kłak: Zero refleksji i ludzkiego wstydu. Kim pan jest? Jakimś hrabia pisowskim?
– Zero, zero refleksji, zero zwykłego ludzkiego wstydu – ripostował przewodniczącemu radny Kłak.
Dodał, że wychodzi na mównicę o godzinie 22:30 i z pełną premedytacją świadomie pokazuje arogancję władzy.
Nie tylko nie przeprosił pan rolników, ale prawie krzyczy do nich. Kim pan jest? Jakimś hrabią pisowskim, jakimś weteranem, który powinien dostać medale? Za co? Za to, że pana zastępcą był człowiek, który wykorzystywał swoją funkcję publiczną do robienia biznesów
argumentował.
Dodał, że Borcz zaklina rzeczywistość, a on sam wie, że większości radnych z Prawa i Sprawiedliwości chociaż się do tego głośno nie przyznają, wstydzą się za to, że państwo Barszczakowie – notabene wyborcy PiS – tak zostali potraktowani.
– Chcę powiedzieć, że wystąpił pan z jeszcze większą butą i arogancją niż się mogłem spodziewać. Dlatego proszę się zastanowić nad tym, żeby naprawdę złożyć tę dymisję. Pan tu jeszcze wyszedł, krzyczał na tych ludzi i w dalszym ciągu pan zakłamywał rzeczywistość. Nie ma pan ani grama pokory – podkreślał.
Ostatecznie PiS zablokował stanowisko
Marszałek Władysław Ortyl zamknął dyskusję argumentem, że sejmik „nie ma kompetencji” radykalnie potępiać tego typu procederów.
– Przedmiot i materia tej uchwały wychodzi poza ramy i kompetencje samorządu województwa podkarpackiego, które są ustanowione i uregulowane ustawami, które opisują zadania i oczywiście kompetencje samorządu województwa podkarpackiego – mówił Ortyl.
W zdominowanym przez sejmik radnych PiS głosowanie było formalnością: za było 8 radnych, przeciw – 19, wstrzymujących – 0.
Stanowisko nie przeszło.
Masz jakiś ciekawy temat? Daj nam znać, np. mailem na re******@*******ow.pl. Jesteśmy też na Facebooku i Instagramie.