
Uczniowie i nauczyciele szkoły podstawowej w Borku Starym, tuż przed świętami stają się… Elfami, w prawdziwej Fabryce Świętego Mikołaja. Z radością i sercem pakują prezenty, planują niespodzianki i niosą dobro potrzebującym. Pomagają rodzinom z Borku Starego, dzieciom z hospicjum, mamom z Domu Samotnej Matki oraz podopiecznym lokalnych fundacji.
Spis treści:
Kiedy myślimy o Laponii, na myśl przychodzą śnieżne krajobrazy, renifery i Biegun Północny. Okazuje się jednak, że świąteczna magia może być bliżej niż się spodziewamy. W maleńkim Borku Starym, niedaleko Rzeszowa, mogło by się zdawać – zwyczajna szkoła podstawowa – w grudniowy czas przemienia się w prawdziwą Fabrykę Świętego Mikołaja.
POLECAMY: Świąteczne Miasteczko w Rzeszowie. Klimat jak z bajki, ceny jak z innej planety
Jak w bożonarodzeniowym filmie
Szkoła Podstawowa w Borku Starym, wybudowana w 1971 roku, ma bogatą historię. Obiekt powstał z okazji 1000-lecia państwa polskiego na terenie dawnego folwarku, stając się jednym z najważniejszych ośrodków edukacyjnych w regionie.
Patronat nad szkołą objęło Wojsko Polskie, co nadało placówce szczególny charakter. O jej unikatowość i wysoką jakość nauczania oraz podejścia do swoich wychowanków nieprzerwanie dba obecny zespół nauczycieli i pracowników placówki.
Dziś, przekraczających próg szkoły, od pierwszych kroków wita atmosfera niczym z bożonarodzeniowego filmu. Kolorowe girlandy, wielkie lizaki i czerwone dzwonki tworzą bajkowy korytarz, w którym filary zamieniły się w ogromne cukrowe laski, a z sufitu spoglądają balonowe bombki.
Na kartkach ze świąteczną grafiką znajdują się regulaminy elfów oraz informacje o całej „Fabryce Świętego Mikołaja”, w którą szkoła się zmienia na czas grudnia.
W holu głównym na wyjątkowych fotografiach przedstawione jest całe grono pedagogiczne, ale w niecodziennej odsłonie – każdy w stroju świątecznego elfa. W samym centrum tego, jakże przyjemnego, zamieszania stoi Magdalena Kawa-Szpala, która z sercem i pasją nadzoruje każdy szczegół tej niezwykłej przemiany.
Magia w każdym zakątku szkoły
W grudniu szkolne mury zamieniają się w przestrzeń pełną świątecznych słodkości i elfiej pracy. Uczniowie i nauczyciele stają się Elfami, które od świtu do zmierzchu z radością i sercem pakują prezenty, planują niespodzianki i niosą dobro potrzebującym. Pomagają rodzinom z Borku Starego, dzieciom z hospicjum, mamom z Domu Samotnej Matki oraz podopiecznym lokalnych fundacji.
Każdy dzień w „fabryce” ma swój cel – dobro ma znaczenie, a nawet najmniejszy gest jest ceniony. Elfowy kalendarz adwentowy nie odlicza dni, lecz dobre uczynki, przypominając, że Boże Narodzenie to przede wszystkim radość i empatia. W recepcji dobroci każdy pomagać otrzymuje pieczątkę „Pomocnika Świętego Mikołaja”, a wszystko trafia do magicznej skrzyneczki dobroci.
Każda klasa staje się oddzielnym działem fabryki. Są tu:
- Dział elfich aktorów – tu magia ożywa w przedstawieniach świątecznych.
- Dział elfiej uprzejmości – troska, aby nikt nie poczuł się pominięty.
- Dział kontroli pierniczków – sprawdzanie, czy każdy wypiek jest idealny.
- Dział poczty świątecznej – sortowanie listów i spełnianie marzeń.
- Dział prezentów – przemiana marzeń w rzeczywistość.
- Dział Misji Specjalnych – centrum elfiej strategii i pomocy w sytuacjach awaryjnych.
- Dział pachnących pierniczków – magia świąt w zapachu i smaku.
- Dział tanecznych elfów – trening radości, synchronizacji i ekspresji emocji.
- Centrum informatyczne – organizacja elfiej technologii i logistyki.
- Dział Mody Świątecznej – elfia kreatywność w świątecznym blasku.
- Dział dobrych decyzji – gabinet pani dyrektor, miejsce podejmowania decyzji kształtujących całą świąteczną rzeczywistość.

Jak w Borku Starym powstała Fabryka Świętego Mikołaja
W szkole w Borku Starym, pod jednym dachem, mieści się cały Biegun Północny, pełen elfów, prezentów, pierniczków i świątecznych cudów. Wszystko za sprawą pomysłodawczyni tego wydarzenia Magdaleny Kawy-Szpali, dyrektorki tej placówki oraz całego zespołu pedagogów i pracowników szkoły.
Dla niej to coś więcej niż miejsce nauki. To przestrzeń, w której dobro, radość i kreatywność mogą rozkwitać każdego dnia. Poprosiłam ja o krótką rozmowę.
ZOBACZ TEŻ: Na rzeszowskim Rynku już święta. Za nami Wigilia Miejska [ZDJĘCIA]
Skąd narodził się pomysł, aby szkołę zamienić w grudniu w Fabrykę Świętego Mikołaja?
– Święta Bożego Narodzenia zawsze kojarzą mi się z ciepłem, bezpieczeństwem i bliskością. Jednocześnie mam świadomość, że dla wielu osób ten czas wygląda zupełnie inaczej – ludzie zmagają się z chorobami, samotnością, stratą czy bezdomnością. Właśnie dlatego od lat myślę o tym, że szkoła powinna być miejscem, które uczy wrażliwości i otwiera oczy na potrzeby innych.
W październiku uczestniczyłam w konferencji programu „Kurs na Odporność. Szkoła z Klasą”. Usłyszałam tam słowa, które bardzo mocno we mnie wybrzmiały i do dziś mam je w głowie: szkoła jest miejscem, w którym możemy realnie wpływać na dobrostan, emocje i rozwój młodych ludzi, to przestrzeń, gdzie codzienna praca nauczycieli ma ogromne znaczenie społeczne. Szkoła ma unikalną możliwość oddziaływania na całe pokolenie, bo żadna inna instytucja nie ma z dziećmi tak stałego kontaktu.
Zawsze to czułam. Ale dopiero gdy usłyszałam to wypowiedziane na głos – tak mocno i wprost – poczułam, że to jest dokładnie to, co myślę i co noszę w sobie od lat. To było jak potwierdzenie, że kierunek, w który wierzę, ma sens. I że trzeba działać, mimo chwil zwątpienia, które przecież pojawiają się w pracy nauczyciela, zwłaszcza po dwudziestu latach doświadczeń i stykania się z różnymi trudnościami czy krytyką.
Wiedziałam więc, że chcę ten grudzień wykorzystać, aby nasi uczniowie mogli w praktyce doświadczać dobra – uczyć się empatii, zauważania potrzeb innych i zrozumienia, że nie każdy ma takie same możliwości czy warunki życiowe. A czas przedświąteczny jest idealny, żeby takie działania zorganizować i nadać im wyjątkowy charakter.
Czy pamięta Pani moment, w którym pomyślała: „zróbmy coś naprawdę wyjątkowego”?
– Tak, pamiętam go bardzo dokładnie. Większość moich pomysłów przychodzi do mnie w nocy. Noc to dla mnie moment, gdy dzień układa się w całość, gdy mogę zatrzymać się i wsłuchać w swoje myśli. To wtedy przychodzą inspiracje – takie płynące z serca.
Tego wieczoru, po długich rozmyślaniach, wróciły do mnie słowa z konferencji. I nagle pojawiła się myśl: A gdyby tak stworzyć u nas Fabrykę Świętego Mikołaja? Miejsce, gdzie każdy – uczeń, nauczyciel, rodzic – może poczuć się częścią czegoś większego. Miejsce, gdzie pomaganie staje się naturalne, radosne i wspólne. Miejsce, w którym dzieci mogą wejść w rolę Elfów – czyli tych, którzy niosą dobro, dbają o innych, potrafią obdarować ciepłem i uwagą.
Wiedziałam też, że kluczem będzie klimat. Dekoracje, światła, szczegóły – to tworzy atmosferę, która otwiera serca. A ja i wielu nauczycieli naprawdę to kochamy. Lubimy tworzyć przestrzeń, która niesie emocje, zachwyca, wciąga. I tak właśnie zaczęła się tworzyć nasza Fabryka Świętego Mikołaja.

Co było dla Pani najważniejsze przy tworzeniu tej świątecznej przestrzeni – dekoracje, emocje czy wspólnota?
– Pomysł na Fabrykę Świętego Mikołaja dojrzewał powoli, zmieniał się po rozmowach z nauczycielami i w moich nocnych przemyśleniach, kiedy dzień układa się w całość i łatwiej zobaczyć prawdziwy sens działania.
Dekoracje oczywiście są ważne, bo tworzą klimat, budzą emocje, pomagają dzieciom wejść w świat „zabawy”. I choć ich przygotowanie pochłonęło naprawdę mnóstwo energii, czasu i sił, to jednocześnie dało ogrom satysfakcji – zarówno tym, którzy je tworzyli, jak i tym, którzy później je podziwiali. Było warto! Widok zachwyconych dzieci rekompensował każdy wysiłek.
Najważniejsze jednak było dla mnie coś znacznie głębszego – cel działania. Chciałam, by ta przestrzeń nie była tylko piękna, ale przede wszystkim znacząca.
Zależało mi, aby nasi uczniowie zrozumieli, czym jest empatia, dostrzegli, że pomoc może mieć wiele form – od dużych działań po ciche, drobne gesty i dobre słowo, poczuli sprawczość, czyli to, że ich zaangażowanie naprawdę ma sens oraz poczuli się ważni i potrzebni.
Dlatego obok aktywności pomocowych powstały także działy wspierające rozwój talentów – po to, by dzieci mogły odkrywać swoje możliwości, podnosić poczucie własnej wartości i doświadczać sukcesu. Czasem wystarczy, że ktoś zobaczy w uczniu choć mały błysk – i to potrafi odmienić jego sposób myślenia o sobie.
Fabryka Świętego Mikołaja stała się więc nie tylko dekoracją, ale żywą przestrzenią wspólnoty, emocji i wychowania do wartości. I właśnie to było w tym wszystkim najważniejsze.
CZYTAJ TAKŻE: Święta oczami zwierząt. Gdy fajerwerki zamieniają radość w strach
Czy dzieci współtworzą tę „lapońską” atmosferę, czy raczej są jej odkrywcami?
– Jedno i drugie – i to jest w tym wszystkim najcenniejsze.
Najpierw są odkrywcami. Wchodzą do dekorowanej szkoły, chłoną atmosferę, wzruszają się i zachwycają. Ta pierwsza chwila jest bardzo ważna, bo otwiera ich emocje.
Ale później stają się współtwórcami. Włączają się w działania, pomagają, pracują w „działach fabryki”, przynoszą własne pomysły, inicjują kolejne drobne gesty. Widać, że chcą dołożyć swoją cegiełkę do tego świata dobra.
I właśnie o to mi chodziło – żeby nie byli tylko odbiorcami, ale żeby poczuli, że ta magia dzieje się dzięki nim.

Razem możemy więcej, nikt nie dokona czegoś wielkiego w pojedynkę
W szkole widnieje zdanie: „Razem można więcej”. Co ono dla Pani osobiście znaczy?
– Dla mnie to nie jest slogan. To sposób myślenia o szkole i o życiu od bardzo dawna.
Nikt nie dokonana wielkich zmian czy czegoś wielkiego w pojedynkę. Dyrektor sam nic nie zdziała bez zespołu ludzi idących w tym samym kierunku, łączących swoje talenty, doświadczenie i zaangażowanie.
To zdanie oznacza dla mnie: otwartość na drugiego człowieka, gotowość do współpracy, świadomość, że każdy ma coś do wniesienia i wreszcie, że dobro i pozytywne zmiany mnożą się przez wspólne działania.
Razem naprawdę możemy więcej – i robić to piękniej, skuteczniej i trwale.
Jak takie inicjatywy wpływają na relacje między uczniami, nauczycielami i rodzicami?
– To niesamowite, jak bardzo takie działania zbliżają ludzi. Dzieci widzą nauczycieli w zupełnie innych rolach – jako osoby kreatywne, pełne zaangażowania, które potrafią przebrać się, wejść w świat magii świątecznej i wspólnie z nimi tworzyć coś wyjątkowego.
To pokazuje, że warto działać, że pomoc jest ważna i że każdy może ją wnieść na swój sposób. Dzieci obserwują, jak to robią dorośli i uczą się od nich, że pomaganie jest radosne, możliwe i ma realny wpływ na innych. Rodzice również stają się częścią tej przestrzeni – podczas przekazywania darów czy włączania się w działania Fabryki rozmawiają z dziećmi o znaczeniu pomocy innym. W ten sposób wartości, które staramy się wprowadzać w szkole, przenikają również do domu i codziennego życia uczniów.
Tworzy się coś, czego nie da się zbudować na zwykłej lekcji – autentyczne poczucie wspólnoty. Kiedy wszyscy czują się częścią czegoś większego, relacje naturalnie stają się bardziej życzliwe, partnerskie i pełne współpracy – tak uważam.
Czy zauważa Pani, że dzieci w tym okresie są bardziej otwarte, życzliwe, uważne na innych?
– W naszej szkole funkcjonuje kalendarz adwentowy, który każdego dnia zachęca uczniów do wykonania prostych, ale ważnych zadań – związanych z budowaniem lepszych relacji, okazywaniem uprzejmości czy dostrzeganiem potrzeb innych. To bardzo subtelny, ale skuteczny sposób przypominania, że dobro można okazywać na wiele sposobów.
Podczas godzin wychowawczych również prowadzone są zajęcia dotyczące relacji, życzliwości i empatii, co pomaga uczniom nie tylko „poczuć klimat”, ale też zrozumieć, jak ważne jest to w codziennym funkcjonowaniu.
Dodatkowo klimat szkoły sprzyja takiemu myśleniu – świąteczne dzwonki na lekcję, elementy przebrań, wspólne działania. Te drobne rzeczy wpływają na atmosferę, a ona z kolei na to, jak dzieci zachowują się wobec siebie.
Nie chodzi o to, że nagle stają się inni – raczej o to, że naturalna potrzebna bycia dobrym i pomocnym po prostu łatwiej dochodzi do głosu, gdy w szkole tworzymy do tego odpowiednie warunki.

Na fotografiach nauczyciele wcielają się w role Elfów. Jak grono pedagogiczne przyjęło ten pomysł?
– Większość nauczycieli weszła w to od razu, bez wahania. W naszej szkole jest wiele osób, które mają w sobie naturalną otwartość, poczucie humoru i chęć tworzenia czegoś wyjątkowego dla dzieci. Wystarczyło przedstawić ideę Fabryki Świętego Mikołaja, a reakcja była natychmiastowa: „robimy to!”.
To bardzo budujące, gdy widzę, jak grono pedagogiczne potrafi jednoczyć się wokół wspólnego celu, bez zbędnych dyskusji, z ogromną życzliwością i gotowością do działania. Dzięki temu dzieci mogą zobaczyć nauczycieli w zupełnie innej odsłonie – jako ludzi, którzy mają w sobie radość i dystans do siebie.
Czy przebieranie się dorosłych zmienia sposób, w jaki dzieci postrzegają szkołę i nauczycieli?
– Tak, zdecydowanie. Dzieci nagle widzą nauczycieli inaczej: jako osoby, które potrafią wejść w ich świat, założyć zabawną czapkę, rozśmieszyć, zaskoczyć. To przełamuje dystans, buduje relacje i otwiera drogę do rozmów, współpracy i zaufania. Pokazuje, że szkoła to przestrzeń prawdziwych ludzi – a nie tylko zadań, ocen i obowiązków.
Czy trudno było „zarazić” wszystkich tym świątecznym entuzjazmem?
– Myślę, że najtrudniejszy był pierwszy krok. Zawsze jest tak, że ktoś musi zacząć, ktoś musi uwierzyć, że to ma sens. Ale kiedy pojawiły się pierwsze dekoracje, pierwsze pomysły i pierwsze uśmiechy dzieci – wszystko ruszyło. Entuzjazm przyszedł naturalnie. Każdy robił tyle, ile mógł, a efekt przerósł moje oczekiwania.

Jak łączy Pani tradycję szkoły – jej historię i patrona – z nowoczesnym podejściem do edukacji?
– Łączenie tradycji z nowoczesnością traktuję jako jeden z najważniejszych elementów pracy szkoły. Od dwudziestu lat jestem związana z tą placówką, a od czterech lat jako dyrektor, staram się rozwijać ją w taki sposób, aby szacunek do przeszłości był fundamentem działań, a nowoczesne pomysły nadawały im świeżość i aktualność.
Z ogromnym szacunkiem odnoszę się do mojego poprzednika, pana Lucjana Osiadłego, który kierował szkołą przez trzydzieści siedem lat. Kiedy objęłam funkcję dyrektora, chciałam pokazać uczniom, jak ważne jest pielęgnowanie tożsamości szkoły. Odnalazłam archiwalne zdjęcia z czasów powstawania szkoły i jej pierwszych lat – dziś można je zobaczyć na tablicy pamiątkowej w szkolnym korytarzu. Udało nam się również pozyskać nowy sztandar oraz stworzyć hymn szkoły, który pięknie podkreśla naszą wspólną historię.
Bardzo zależy mi także na tym, aby uczniowie wiedzieli czym jest Wojsko Polskie-, które jest naszym patronem. Dlatego odwiedzamy jednostkę wojskową, a żołnierze pojawiają się w szkole. Szczególną więź utrzymujemy z naszym absolwentem, porucznikiem Rafałem Szurą, który zawsze z sentymentem wraca do swoich szkolnych wspomnień.
Jednocześnie stawiam na nowoczesne podejście do edukacji – otwartość, relacje, współpracę i rozwijanie kompetencji przyszłości. Chcę, by historia szkoły i wartości patrona nie były tylko pięknym wspomnieniem, ale inspiracją do działania tu i teraz.
Myślę, że właśnie ta równowaga – między historią a nowoczesnością sprawia, że szkoła tętni życiem. Bo jest miejscem, które pamięta o swoich korzeniach, ale nie boi się iść naprzód.

Jaką szkołę chciałaby Pani tworzyć dla swoich uczniów – czego mają się z niej nauczyć „na całe życie”?
– Chciałabym tworzyć szkołę, która nie tylko uczy, ale przede wszystkim kształtuje człowieka. Miejsce, w którym dzieci odkrywają siebie, swoje mocne strony, swoje talenty i uczą się, że każdy ma wartość, nawet jeśli czasem jej w sobie nie widzi.
Nasza szkoła ma swój sztandar, a na nim trzy słowa: honor, dobro, prawda. To właśnie te wartości chciałabym, aby uczniowie wynosili ze sobą na całe życie. Honor – czyli życie w zgodzie ze sobą i szacunkiem do innych. Dobro – bo nawet mały gest potrafi zmienić czyjś dzień. Prawda – ta wewnętrzna, o byciu sobą i uczciwym w relacjach z ludźmi.
Marzę o szkole, w której uczniowie uczą się współpracy, odwagi w działaniu, empatii, rozwiązywania konfliktów i odpowiedzialności. Chcę, by po latach pamiętali nie tylko lekcje, ale przede wszystkim relacje, poczucie bezpieczeństwa, zrozumienia i akceptacji. Jeśli ode mnie mają wynieść coś „na całe życie”, to przede wszystkim przekonanie, że warto być dobrym człowiekiem, warto wierzyć w swoje możliwości i że wszystko dzieje się po coś.
Czy uważa Pani, że magia, taka prawdziwa, ludzka – ma swoje miejsce w edukacji?
– Ma – i to bardzo ważne. Magia w szkole to nic innego jak dobry klimat, życzliwość, poczucie bezpieczeństwa i wspólnota. To coś, czego nie da się zmierzyć testem ani zapisać w podstawie programowej, a co ma ogromny wpływ na rozwój dziecka.
Jeśli stworzymy przestrzeń, w której jest miejsce na zachwyt, wzruszenie i radość, edukacja staje się pełniejsza. To właśnie ten dobrostan – poczucie bycia dostrzeganym, docenionym i bezpiecznym, pozwala dzieciom rozwijać się w pełni, uczyć się efektywniej i czerpać prawdziwą radość z odkrywania świata. Jednak nie jest to łatwe do osiągnięcia, bo każdy z nas jest inny – zarówno dzieci, jak i dorośli. Wymaga to od nauczycieli, rodziców i całej społeczności szkolnej cierpliwości, empatii i stałej pracy nad relacjami.
Gdyby mogła Pani jednym zdaniem zaprosić czytelników do tej wyjątkowej, grudniowej szkoły w Borku Starym, co by Pani powiedziała?
– Zapraszam do naszej małej szkoły o wielkiej mocy – miejsca, gdzie razem potrafimy tworzyć prawdziwą, ludzką magię.